Najważniejsze informacje dla biznesu

Filiński: Ropa plecień, bo przeplata. Raz w górę, a raz strata

W Polsce znane jest powiedzenie „kwiecień plecień, bo przeplata, trochę zimy, trochę lata”. Idealnie pasuje to do tego, ci mieliśmy okazję obserwować w tym miesiącu na globalnych rynkach naftowych, przy czym tę zimę przypiszmy podwyżkom, a lato przyporządkujmy spadkom wartości towarów naftowych – pisze Tomasz Filiński ze Świata Paliw.

Zaczęło się od gwałtownych skoków cen ropy po tym, jak kilka krajów OPEC+ ogłosiło dobrowolne cięcia kwot wydobycia „czarnego złota”, tłumacząc je potrzebą zrównoważenia globalnej podaży z popytem na paliwa. Mało kto wtedy wierzył w zasadność tego ruchu, gdyż nawet z ostatnich prognoz największych agencji monitorujących branże naftową solidarnie wynikało, że już w drugim kwartale tego roku na rynku pojawi się deficyt podaży (różnice dotyczyły jedynie oceny jego skali).

Mało kto też wtedy przypuszczał, że jeszcze w kwietniu ceny produktów naftowych wyraźnie spadną, zwłaszcza przed weekendem majowym. Jednak w drugiej połowie tego miesiąca nastąpił zwrot akcji po serii słabszych danych gospodarczych z USA, a także rozczarowujących wskaźnikach popytu na paliwa w Chinach.

Negatywne nastroje zostały wzmocnione topniejącymi marżami rafinerii z produkcji oleju napędowego i benzyny, które sygnalizują, że rynki są nasycone napływem gotowych paliw rosyjskich, przekierowywanych w dużych ilościach do klientów z Azji i Bliskiego Wschodu po wprowadzeniu przez UE i G7 sankcji na gotowe paliwa metkowane na Kremlu.

Gdy marże z przetwarzania ropy naftowej oscylują poniżej określonych poziomów, skłania to cześć rafinerii do przemyślenia swojej przyszłej strategii i redukcji wykorzystywanych mocy do niezbędnego minimum. O ile obniżenie produkcji to proces stosunkowo szybki w realizacji, o tyle powrót do większych przebiegów wymaga więcej czasu, często kilka, a nawet kilkanaście miesięcy. Biorąc pod uwagę, że liczne organizacje prognozują w drugiej części tego roku, czyli stosunkowo niedługo, wzrost popytu na ropę o około 2 mln b/d, kurczące się aktualnie marże rafinerii z produkcji paliw, które pomagają obniżyć dzisiejsze ceny na stacjach, to zły prognostyk dla przyszłych cen.

Co do tych projekcji zakładających przyspieszenie zapotrzebowania na ropę naftową, to bez wchodzenia w szczegóły ocenimy to tak, że perspektywy globalnej gospodarki nie są tak złe, skoro w drugiej części tego roku przewiduje się dość duży jak na tak krótki czas wzrost popytu na surowiec energetyczny, wykorzystywany szeroko w przemyśle, transporcie i rolnictwie, a więc istotnych sektorach działalności gospodarczej. A zatem tak sprawę ujmując, można ten argument uznać jako czynnik wzrostowy dla notowań baryłki, a w dalszej konsekwencji również i dla paliw, jednakże gdy znów wejdziemy w szczegóły tych wizji przyszłości okazuje się, że niemal za całym przyśpieszeniem popytu na ropę w drugiej połowie 2023 stoją paliwa lotnicze, a więc branża, która mocno ucierpiała podczas pandemii i dopiero teraz przeżywa swoje odrodzenie. W dodatku większość tego zapotrzebowania ma być skoncentrowana w Chinach, co oznacza, że dla takich regionów jak Europa, czy Stany Zjednoczone, nie wróży się wyraźnej poprawy sytuacji.

Dużą dawkę pikanterii nadały temu tygodniowi informacje o kłopotach finansowych kolejnego, amerykańskiego banku, potęgujące obawy o zaostrzenie polityki pieniężnej przez FED w maju i czerwcu. W ciągu kilku dni akcje First Republic Bank zaliczyły potężne spadki, przez co ich sprzedaż była wielokrotnie wstrzymywana przez organy giełdowe chcące uspokoić sytuację. Po fali wyprzedaży na akcjach, które były kontynuowane również w piątek, nieco optymizmu przyniosły doniesienia, że odpowiedni urzędnicy amerykańscy prowadzą już rozmowy, których celem jest uratowanie pożyczkodawcy od upadku. Nie mniej dopóki nie poznamy konkretów, sytuacja wokół amerykańskiego sektora bankowego będzie nerwowa, wpływając także na wahania cen produktów naftowych.

Na powyższe kwestie nałożył się jeszcze jeden fakt, mianowicie dolar amerykański. Ciężko wyobrazić sobie większe, dłużej trwające obniżki cen paliw, jeśli polski złoty nie odzyskał by swojej siły względem dolara amerykańskiego, a tak właśnie się stało. Rekordowe ceny widywane po inwazji Rosji na Kijów w dużej mierze były wywołane gwałtownym skokiem do góry wartości Dolara, a jak wiadomo, jest to oficjalny „pieniądz, w którym rozliczane są transakcje naftowe na całym świecie”. Niedługo po wybuchu wojny na Ukrainie amerykańska waluta pobiła historyczny rekord, przebijając w Polsce granicę 5 zł. Nie dało się tego nie przełożyć na ceny hurtowe i detaliczne paliw, gdyż zarówno ropa naftowa, z której powstają, jak i gotowe ładunki z produktami naftowymi, zanim trafią na Nasz rynek, ich oficjalna wartość przed zakupem od firm wydobywczych, czy też w centrach zaopatrzeniowych, jest określana w Dolarach Amerykańskich.

Ponadto, w dolarach najczęściej wyceniane są inne, ważne usługi towarzyszące produktom z ropy takie jak transport tankowców, ubezpieczenie i finansowanie. Zatem całe spektrum składników kosztów zakupu, dostarczenia, a także magazynowania i dystrybucji gotowego asortymentu do klientów końcowych w większości świata jest silnie uzależnione od wartości amerykańskiej waluty. Na szczęście od kilku miesięcy jego wartość systematycznie słabła, ale to też nie oznacza, że od razu ceny na słupkach będą przeceniane.

Należy mieć na uwadze, że cały obieg, począwszy od momentu, gdy surowiec, jakim jest w tym momencie ropa naftowa trafi do krajowej rafinerii, następnie zostanie przetworzony w konkretny produkt, po czym wyląduje w magazynach którejś bazy paliwowej, skąd następnie cysterna przywiezie go na stację benzynową, a skończywszy na tym, kiedy dane paliwo trafi do Naszego baku, a my będziemy rozliczać się za tankowanie przy kasie, cały ten obieg w normalnych okolicznościach trwa od kilkunastu, do nawet kilkudziesięciu tygodni.

To pokazuje, że zanim rynek „przetrawi” produkty rozliczane w dolarach, kiedy jego wartość była wyższa niż obecnie, musi minąć odpowiedni, nie tak krótki jak byśmy chcieli czas, byśmy mogli odczuć korzystne zmiany również na własnej skórze.

Żebyśmy mieli czym uzupełniać baki Naszych aut, każdy element tego procesu, od strony biznesowej patrząc, musi zarabiać, czyli przynosić zyski. Aby zachować tą podstawową zasadę, każdy podmiot, czy to państwowy, czy też prywatny, uczestniczący w opisanym wyżej obiegu, musi staranne pilnować cen i marż, niezależnie od sytuacji społecznej i panującej w regionie atmosfery.

Oprócz tego polityka cenowa dominujących na rynku koncernów paliwowych, ale nawet kluczowych, prywatnych stacji benzynowych w danej okolicy, uwzględnia nie tylko rentowność, ale również bezpieczeństwo energetyczne okolicy. Przykłady tego typu rozwiązań mieliśmy okazję zaobserwować u Nas w kraju choćby późną jesienią minionego roku, kiedy to PKN Orlen, największy w Polsce gracz na rynku, modyfikował ceny na stacjach nie tylko zgodnie ze skalą międzynarodowych obniżek, ale również adekwatnie do poziomu sprzedaży paliw, przy określonych poziomach ich wartości.

Dzięki temu udało się ustabilizować ceny i rynek oraz uniknąć chaosu, bo takie zagrożenie było realne, gdyby w wyniku zbyt dużych przecen ruch na stacjach wymknął się spod kontroli, zakłócając i tak już mocno zachwiany po ataku Rosji na Ukrainę krajowy łańcuch dostaw paliw. Przerwy w dostępności paliw szybko doprowadziłyby do drastycznych podwyżek na stacjach, kolejek i najprawdopodobniej kontrolowanych ograniczeń zakupowych.

Decyzja o porcjowaniu obniżek cen detalicznych spotkała się wtedy z dużym niezadowoleniem ze strony części społeczeństwa i na pewno nie była łatwa, wręcz bym powiedział odważna, ale z pewnością była profesjonalna i prawidłowa, dzięki czemu ominęliśmy ryzyko wystąpienia kryzysu paliwowego, z jakim do dziś zmagają się Węgry.

Na tym przykładzie widzimy, że mądre zarządzanie rynkiem paliwowym tu w kraju, ale i na szczeblu międzynarodowym, wymaga sporej wiedzy, doświadczenia oraz intuicji, tym bardziej w czasach, jakich żyjemy, gdzie transformacja energetyczna i naciski na ekologię mieszają się z bezpieczeństwem energetycznym oraz potrzebą rozwoju gospodarczego.

Ale ten temat zostawię na inną okazję i na koniec chciałbym jeszcze podać kilka pocieszających, świeżych wniosków z polskiego rynku paliwowego.

Otóż w mijającym tygodniu olej napędowy według wiodących na rynku, cen hurtowych publikowanych przez PKN Orlen, na których bazuje większość branży i od których są zależne późniejsze ceny detaliczne na stacyjnych słupkach, pierwszy raz od 11 lutego 2022 roku spadł poniżej magicznej granicy 5 zł netto/l, będąc jednocześnie tańszym od ceny hurtowej benzyny 95 – według tych samych notowań – o kilkanaście groszy, czyli zgodnie z trendami obserwowanymi na światowych rynkach.

Na rynku paliw detalicznych poprawę sytuacji również łatwo zauważyć, a także odczuć w ostatnich dniach.

Ale tu dodatkowej otuchy przed „majówką” dodał również sam prezes PKN Orlen Pan Daniel Obajtek, który podczas wczorajszego, uroczystego otwarcia nowej farmy fotowoltaicznej powiedział, że jego koncern od wielu dni obniża ceny paliw w Polsce i kolejna zmiana w dół nastąpi jeszcze tego dnia (wczoraj, czyli w piątek 28 kwietnia’23), specjalnie z okazji rozpoczynającego się „długiego weekendu” i wyniesie odpowiednio:

8 gr na benzynie i 12 gr na oleju napędowym.

Poniżej prezentuję jeszcze ceny detaliczne w Polsce, (średnia cen opublikowanych na portalach autocentrum.pl ; wnp.pl ; reflex.com.pl ; e-petrol.pl) aktualne na dzień c27 kwietnia 2023 tj czwartek:

ON 6,44 zł brutto/l
PB95 6,54 zł brutto/l

Ważne! Są to ceny przed obniżką obiecaną przez prezesa Obajtka w piątek, tak więc w przeciągu kilku najbliższych dni średnia krajowa na pewno będzie niższa.

Website | + posts

W Polsce znane jest powiedzenie „kwiecień plecień, bo przeplata, trochę zimy, trochę lata”. Idealnie pasuje to do tego, ci mieliśmy okazję obserwować w tym miesiącu na globalnych rynkach naftowych, przy czym tę zimę przypiszmy podwyżkom, a lato przyporządkujmy spadkom wartości towarów naftowych – pisze Tomasz Filiński ze Świata Paliw.

Zaczęło się od gwałtownych skoków cen ropy po tym, jak kilka krajów OPEC+ ogłosiło dobrowolne cięcia kwot wydobycia „czarnego złota”, tłumacząc je potrzebą zrównoważenia globalnej podaży z popytem na paliwa. Mało kto wtedy wierzył w zasadność tego ruchu, gdyż nawet z ostatnich prognoz największych agencji monitorujących branże naftową solidarnie wynikało, że już w drugim kwartale tego roku na rynku pojawi się deficyt podaży (różnice dotyczyły jedynie oceny jego skali).

Mało kto też wtedy przypuszczał, że jeszcze w kwietniu ceny produktów naftowych wyraźnie spadną, zwłaszcza przed weekendem majowym. Jednak w drugiej połowie tego miesiąca nastąpił zwrot akcji po serii słabszych danych gospodarczych z USA, a także rozczarowujących wskaźnikach popytu na paliwa w Chinach.

Negatywne nastroje zostały wzmocnione topniejącymi marżami rafinerii z produkcji oleju napędowego i benzyny, które sygnalizują, że rynki są nasycone napływem gotowych paliw rosyjskich, przekierowywanych w dużych ilościach do klientów z Azji i Bliskiego Wschodu po wprowadzeniu przez UE i G7 sankcji na gotowe paliwa metkowane na Kremlu.

Gdy marże z przetwarzania ropy naftowej oscylują poniżej określonych poziomów, skłania to cześć rafinerii do przemyślenia swojej przyszłej strategii i redukcji wykorzystywanych mocy do niezbędnego minimum. O ile obniżenie produkcji to proces stosunkowo szybki w realizacji, o tyle powrót do większych przebiegów wymaga więcej czasu, często kilka, a nawet kilkanaście miesięcy. Biorąc pod uwagę, że liczne organizacje prognozują w drugiej części tego roku, czyli stosunkowo niedługo, wzrost popytu na ropę o około 2 mln b/d, kurczące się aktualnie marże rafinerii z produkcji paliw, które pomagają obniżyć dzisiejsze ceny na stacjach, to zły prognostyk dla przyszłych cen.

Co do tych projekcji zakładających przyspieszenie zapotrzebowania na ropę naftową, to bez wchodzenia w szczegóły ocenimy to tak, że perspektywy globalnej gospodarki nie są tak złe, skoro w drugiej części tego roku przewiduje się dość duży jak na tak krótki czas wzrost popytu na surowiec energetyczny, wykorzystywany szeroko w przemyśle, transporcie i rolnictwie, a więc istotnych sektorach działalności gospodarczej. A zatem tak sprawę ujmując, można ten argument uznać jako czynnik wzrostowy dla notowań baryłki, a w dalszej konsekwencji również i dla paliw, jednakże gdy znów wejdziemy w szczegóły tych wizji przyszłości okazuje się, że niemal za całym przyśpieszeniem popytu na ropę w drugiej połowie 2023 stoją paliwa lotnicze, a więc branża, która mocno ucierpiała podczas pandemii i dopiero teraz przeżywa swoje odrodzenie. W dodatku większość tego zapotrzebowania ma być skoncentrowana w Chinach, co oznacza, że dla takich regionów jak Europa, czy Stany Zjednoczone, nie wróży się wyraźnej poprawy sytuacji.

Dużą dawkę pikanterii nadały temu tygodniowi informacje o kłopotach finansowych kolejnego, amerykańskiego banku, potęgujące obawy o zaostrzenie polityki pieniężnej przez FED w maju i czerwcu. W ciągu kilku dni akcje First Republic Bank zaliczyły potężne spadki, przez co ich sprzedaż była wielokrotnie wstrzymywana przez organy giełdowe chcące uspokoić sytuację. Po fali wyprzedaży na akcjach, które były kontynuowane również w piątek, nieco optymizmu przyniosły doniesienia, że odpowiedni urzędnicy amerykańscy prowadzą już rozmowy, których celem jest uratowanie pożyczkodawcy od upadku. Nie mniej dopóki nie poznamy konkretów, sytuacja wokół amerykańskiego sektora bankowego będzie nerwowa, wpływając także na wahania cen produktów naftowych.

Na powyższe kwestie nałożył się jeszcze jeden fakt, mianowicie dolar amerykański. Ciężko wyobrazić sobie większe, dłużej trwające obniżki cen paliw, jeśli polski złoty nie odzyskał by swojej siły względem dolara amerykańskiego, a tak właśnie się stało. Rekordowe ceny widywane po inwazji Rosji na Kijów w dużej mierze były wywołane gwałtownym skokiem do góry wartości Dolara, a jak wiadomo, jest to oficjalny „pieniądz, w którym rozliczane są transakcje naftowe na całym świecie”. Niedługo po wybuchu wojny na Ukrainie amerykańska waluta pobiła historyczny rekord, przebijając w Polsce granicę 5 zł. Nie dało się tego nie przełożyć na ceny hurtowe i detaliczne paliw, gdyż zarówno ropa naftowa, z której powstają, jak i gotowe ładunki z produktami naftowymi, zanim trafią na Nasz rynek, ich oficjalna wartość przed zakupem od firm wydobywczych, czy też w centrach zaopatrzeniowych, jest określana w Dolarach Amerykańskich.

Ponadto, w dolarach najczęściej wyceniane są inne, ważne usługi towarzyszące produktom z ropy takie jak transport tankowców, ubezpieczenie i finansowanie. Zatem całe spektrum składników kosztów zakupu, dostarczenia, a także magazynowania i dystrybucji gotowego asortymentu do klientów końcowych w większości świata jest silnie uzależnione od wartości amerykańskiej waluty. Na szczęście od kilku miesięcy jego wartość systematycznie słabła, ale to też nie oznacza, że od razu ceny na słupkach będą przeceniane.

Należy mieć na uwadze, że cały obieg, począwszy od momentu, gdy surowiec, jakim jest w tym momencie ropa naftowa trafi do krajowej rafinerii, następnie zostanie przetworzony w konkretny produkt, po czym wyląduje w magazynach którejś bazy paliwowej, skąd następnie cysterna przywiezie go na stację benzynową, a skończywszy na tym, kiedy dane paliwo trafi do Naszego baku, a my będziemy rozliczać się za tankowanie przy kasie, cały ten obieg w normalnych okolicznościach trwa od kilkunastu, do nawet kilkudziesięciu tygodni.

To pokazuje, że zanim rynek „przetrawi” produkty rozliczane w dolarach, kiedy jego wartość była wyższa niż obecnie, musi minąć odpowiedni, nie tak krótki jak byśmy chcieli czas, byśmy mogli odczuć korzystne zmiany również na własnej skórze.

Żebyśmy mieli czym uzupełniać baki Naszych aut, każdy element tego procesu, od strony biznesowej patrząc, musi zarabiać, czyli przynosić zyski. Aby zachować tą podstawową zasadę, każdy podmiot, czy to państwowy, czy też prywatny, uczestniczący w opisanym wyżej obiegu, musi staranne pilnować cen i marż, niezależnie od sytuacji społecznej i panującej w regionie atmosfery.

Oprócz tego polityka cenowa dominujących na rynku koncernów paliwowych, ale nawet kluczowych, prywatnych stacji benzynowych w danej okolicy, uwzględnia nie tylko rentowność, ale również bezpieczeństwo energetyczne okolicy. Przykłady tego typu rozwiązań mieliśmy okazję zaobserwować u Nas w kraju choćby późną jesienią minionego roku, kiedy to PKN Orlen, największy w Polsce gracz na rynku, modyfikował ceny na stacjach nie tylko zgodnie ze skalą międzynarodowych obniżek, ale również adekwatnie do poziomu sprzedaży paliw, przy określonych poziomach ich wartości.

Dzięki temu udało się ustabilizować ceny i rynek oraz uniknąć chaosu, bo takie zagrożenie było realne, gdyby w wyniku zbyt dużych przecen ruch na stacjach wymknął się spod kontroli, zakłócając i tak już mocno zachwiany po ataku Rosji na Ukrainę krajowy łańcuch dostaw paliw. Przerwy w dostępności paliw szybko doprowadziłyby do drastycznych podwyżek na stacjach, kolejek i najprawdopodobniej kontrolowanych ograniczeń zakupowych.

Decyzja o porcjowaniu obniżek cen detalicznych spotkała się wtedy z dużym niezadowoleniem ze strony części społeczeństwa i na pewno nie była łatwa, wręcz bym powiedział odważna, ale z pewnością była profesjonalna i prawidłowa, dzięki czemu ominęliśmy ryzyko wystąpienia kryzysu paliwowego, z jakim do dziś zmagają się Węgry.

Na tym przykładzie widzimy, że mądre zarządzanie rynkiem paliwowym tu w kraju, ale i na szczeblu międzynarodowym, wymaga sporej wiedzy, doświadczenia oraz intuicji, tym bardziej w czasach, jakich żyjemy, gdzie transformacja energetyczna i naciski na ekologię mieszają się z bezpieczeństwem energetycznym oraz potrzebą rozwoju gospodarczego.

Ale ten temat zostawię na inną okazję i na koniec chciałbym jeszcze podać kilka pocieszających, świeżych wniosków z polskiego rynku paliwowego.

Otóż w mijającym tygodniu olej napędowy według wiodących na rynku, cen hurtowych publikowanych przez PKN Orlen, na których bazuje większość branży i od których są zależne późniejsze ceny detaliczne na stacyjnych słupkach, pierwszy raz od 11 lutego 2022 roku spadł poniżej magicznej granicy 5 zł netto/l, będąc jednocześnie tańszym od ceny hurtowej benzyny 95 – według tych samych notowań – o kilkanaście groszy, czyli zgodnie z trendami obserwowanymi na światowych rynkach.

Na rynku paliw detalicznych poprawę sytuacji również łatwo zauważyć, a także odczuć w ostatnich dniach.

Ale tu dodatkowej otuchy przed „majówką” dodał również sam prezes PKN Orlen Pan Daniel Obajtek, który podczas wczorajszego, uroczystego otwarcia nowej farmy fotowoltaicznej powiedział, że jego koncern od wielu dni obniża ceny paliw w Polsce i kolejna zmiana w dół nastąpi jeszcze tego dnia (wczoraj, czyli w piątek 28 kwietnia’23), specjalnie z okazji rozpoczynającego się „długiego weekendu” i wyniesie odpowiednio:

8 gr na benzynie i 12 gr na oleju napędowym.

Poniżej prezentuję jeszcze ceny detaliczne w Polsce, (średnia cen opublikowanych na portalach autocentrum.pl ; wnp.pl ; reflex.com.pl ; e-petrol.pl) aktualne na dzień c27 kwietnia 2023 tj czwartek:

ON 6,44 zł brutto/l
PB95 6,54 zł brutto/l

Ważne! Są to ceny przed obniżką obiecaną przez prezesa Obajtka w piątek, tak więc w przeciągu kilku najbliższych dni średnia krajowa na pewno będzie niższa.

Website | + posts

Najnowsze artykuły